sobota, 14 września 2013

Rozdział 25

Gdy tylko Pit wrócił powiedziałam mu to tym liście. Oboje usiedliśmy przy stole w kuchni. Wzięłam nóż i go otworzyłam. Były w nim zdjęcia z tej pamiętnej imprezy. Nasze i nie tylko nasze zdjęcia oraz mały liścik, który brzmiał następująco:

Cześć kochani!
Przepraszam Was, że nie wysłałam ich pocztą ani nie wręczyłam osobiście, ale mamy małe problemy finansowe. A przechodziłam obok waszego domu i postanowiłam je zostawić, ale nikogo nie było w domu więc wsadziłam do skrzynki. Mam nadzieje, że wam się spodobają.
Wasza Iwona

Chwilę siedzieliśmy w ciszy i zdziwieniu. "Kurczę, Ignaczakowie mają mały problem z kasą." pomyślałam.

- Hej, Iga. Może im jakoś pomożemy i odwdzięczymy się za te zdjęcia.

- Wiesz co... o tym samym pomyślałam. Może zadzwoń do Krzyśka i zaproś ich dzisiaj na kolację.

- Ok. Już dzwonię. - Piter wyciągnął telefon z spodni, wybrał numer do Igły i zadzwonił.

Po półgodzinnej rozmowie Piotra z Igłą umówili się na 18.30 u nas, więc zaczęłam robić lazanię, sałatkę i mini przystawni. Piotrek w tym czasie poszedł do sklepu naprzeciwko po jakieś napoje. Przyszli parę minut po 18. Przywitaliśmy się i razem we czwórkę usiadaliśmy do nakrytego stołu w salonie (Sebastian i Dominika zostali u dziadków). Zjedliśmy lazanie przy rozmowie następnego sezonu chłopaków w Resovii i o paru innych rzeczach. Po kolacji z Iwoną pozanosiłyśmy naczynia do kuchni. Wstawiłam je odrazu do zmywarki. A chłopaki dorwali się do telewizora i zaczęli oglądać mecz Delecta - Jastrzębski Węgiel. 

- Iwona. Co u was się dzieje? Znalazłam zdjęcia w skrzynce.

- Wiesz co... - głęboko westchnęła i zaczęła dalej mówić - Rok temu kupiliśmy nowy laptop dla Sebastiana na raty i zalegamy z dwoma, bo listonosz nie raczył ich do nas dostarczyć listu z opłatą.

- Jak chcecie możemy w jakiś sposób wam pomóc?

- Nie, nie trzeba. Jutro akurat jesteśmy umówieni w tej sprawie, ale dzięki, że zapytałaś.

- Ok. Wiesz, że zawsze możecie na nas liczyć.

Obie przytuliłyśmy się do siebie i wróciłyśmy do chłopaków. Potem z Pitem poinfornowaliśmy ich o naszym dziecku. Zaczęli nam gratulować i tak rozmawialiśmy o dzieciach do godziny 23, i Ignaczakowie poszli do domu. My posprzątaliśmy do końca salon i poszliśmy spać. I znowu mi się dziwny sen, który przyśnił mi się rankiem i przestawiał się tak:

Był letni i ciepły wieczór. Razem z przyjaciół mi siedzieliśmy przy ognisku u kolegi, Nagle zerwał się silny wiatr. Szybko wzięliśmy wszystkie rzeczy i pobiegliśmy do domu. Nie był prądu i usłyszeliśmy szept: "Nie ma was, nie ma was." Więc nasz Przemek (tak miał na imię kolega, u którego było ognisko) zadzwonił do swoich rodziców, a jego rodzice stwierdzili, że go nie znają. Przyjrzałam się jego rodzinnym zdjęciom i go nie było na nich i od razu powiedziałam wszystkim. Poszliśmy na cmentarz i znaleźliśmy jego grób, na którym było napisane, że żył tylko 5 miesięcy. Po chwili usłyszeliśmy wycie wilka.

 I w tym momencie obudziłam się, gdyż pies sąsiadów zaczął szczekać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za błędy i literówki.
Jak tam w szkole? Macie już zapowiedziane lub czy mieliście jakieś kartkówki? Bo ja już tak.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
TWITTER

3 komentarze:

  1. Ciekawe czy jej sny będą mieć jakieś znaczenie w życiu? :) zapraszam do mnie : http://wierze-ze-bedzie-dobrze.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział;)
    Zapraszam na XXV rozdział http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń